poniedziałek, 25 lutego 2013

| Kosmetyki azjatyckie, cz.5: Missha Perfect Cover BB cream

z: Poznań
Kolejnym kosmetykiem, który przetestowałam jest krem BB- Missha Perfect Cover #21. Od razu chcę zaznaczyć, że jest to najlepszy krem BB z dotychczas przeze mnie opisanych, ma więc spore szanse na zagoszczenie w mojej kosmetyczne na dłużej. A oto dlaczego:

 Plusy:
  • dostępny w czterech wariantach kolorystycznych:
  • #13 - mleczny beż,
    #21 - jasny beż,
    #23 - naturalny beż,
    #31 - złocisty beż.
    Są one bardzo naturalne (przynajmniej mój, 21), nie posiadają niezdrowego szarego ani żółtego podtonu. Z moim bladym odcieniem cery trudno uzyskać naturalny efekt, tak więc jestem szczęśliwa, że od razu trafiłam na nr 21.

  • zapewnia dobre krycie, wyrównuje niedoskonałości. Mam cerę trochę naczynkową, więc bardzo doceniam lekkie (ale nie w 100%) zakrycie zaczerwienień, bez efektu maski, 
  • ma kremową, dość lekką konsystencję, co sprawia, że łatwo i szybko się go nakłada. Nie lubię długo wklepywać kremów BB, miejsce po miejscu,
  • delikatny, ładny zapach,
  • dostępny w tubkach 20ml i 50ml.  
  • wysoki filtr SPF42, PA +++, chroni przed promieniowaniem słonecznym,
  • rozjaśnia cerę (dla niektórych może to być minus :)
  • ma właściwości nawilżające i przeciwzmarszczkowe,
  • trwały, nie roluje się, nie spływa
Minusy:
Raczej nie zauważyłam :) Nadaje się do wszystkich typów cery, ale i tak trzeba go lekko przypudrować, zwłaszcza przy cerze tłustej. Ja mam suchą, ale i tak zawsze lekko utrwalam makijaż sypkim pudrem
Ma też sylikony, które trzeba odpowiednio usunąć przy demakijażu, inaczej może działać zapychająco.

Podsumowanie:
Bardzo dobry krem, stanowi świetną alternatywę dla podkładu. Brak różowych, żółtych czy ziemistych tonów. Chroni przed słońcem, zapobiega zmarszczkom (myślę, że chociażby dzięki wysokim filtrom), nawilża, łatwo się rozprowadza i ładnie, naturalnie wygląda, a przy tym ładnie kryje. Tego właśnie szukałam w kremach BB. Próbuję dalej, ale na 80% kupię pełnowymiarowy kosmetyk :) 

niedziela, 24 lutego 2013

| Dolce & Gabbana Fall 2013 RTW

z: Poznań, Mediolan
Prosto z dzisiejszego wybiegu w Mediolanie- Dolce & Gabbana w nietypowej odsłonie jesiennego ready-to-wear. Iście bogato, średniowiecznie, witrażowo, książęco, freskowo i kościelnie. Moje spojrzenie na modę jest ukierunkowane na estetykę, aspekty kulturowe i artystyczne. Dlatego nie potrzebuję jej dzielić na  ready-to-wear i haute couture. Rzadko więc patrzę pod kątem: to bym założyła, a tego nie. I chociaż włączanie elementów czy symboli religijnych do mody lub innych, typowo świeckich elementów kultury, jest uważane za kontrowersyjne, to według mnie często się broni i daje ciekawy mariaż lub nawet swego rodzaju hołd. Sama nie lubię wykorzystywać symboli religijnych, choć mam do tego duży dystans. Modne plastikowe lub metalowe motywy krzyżów w biżuterii, wizerunki Maryi na legginsach- to nie dla mnie. Za to w takim wydaniu czerpanie z symboli religijnych i kościelnych jest raczej dialogiem kulturowym, nie tanim tombakiem fashionistek za 5zł.  Zdjęcia jeszcze cieplutkie, zapraszam:





Więcej zdjęć z kolekcji:

sobota, 23 lutego 2013

| Kosmetyki azjatyckie, cz. 4: Maseczki Beauty Friends

z: Poznań
 
Tak zwane maseczki "sheet mask" to uwielbiane na Dalekim Wschodzie kosmetyki. U nas są zdecydowanie mniej popularne, jednak w sieciowych drogeriach zawsze znajdzie się jakąś maskę tego typu, najczęściej z kolagenem. Czasem też z takich korzystam, tym razem jednak wybrałam maski producenta koreańskiego. Jeśli jeszcze nie spotkałyście się z sheet maskami, to wyjaśnię tylko, że jest to bawełniana płachta nasączona różnymi substancjami odżywczymi, nawilżającymi i innymi składnikami aktywnymi, które w tej formie lepiej się wchłaniają niż tradycyjne, kremowe maseczki. Nakłada się ją na twarz na ok. 20 min., po czym wyrzuca, a pozostałość delikatnie rozsmarowuje na twarzy.  Ja wybrałam dla siebie trzy typy: aloesową, kolagenową oraz z zieloną herbatą. Oto moje recenzje:


Maseczka z ekstraktem z aloesu. Działanie: przeznaczona do skóry wrażliwej. Regeneruje i nawilża uszkodzony naskórek. Dzięki zawartość aloesu łagodzi podrażnienia i koi skórę pozostawiając uczucie komfortu. Świetnie wygładza i napina skórę czyniąc ją piękną i zdrową.
Moje odczucia: Pierwsze wrażenie: uczucie ulgi, chłodu i odprężenia. Substancja na maseczce nie jest kleista, z czym się spotykam czasem podczas używania maseczek drogeryjnych. Dlatego czuć, że substancja dobrze się wchłania, a nie zapycha. Przyjemnie, łagodnie pachnie. Właściwości nawilżające czuć zarówno podczas stosowania maski, jak i długo po jej ściągnięciu. Dodatkowo skóra wygląda na rozświetloną, lekko napiętą.
 

Maseczka kolagenowa. Działanie: została stworzona aby głęboko nawilżać i poprawiać wygląd skóry jednocześnie działając przeciwzmarszczkowo. Maseczka oczyszcza i nawilża skórę pozostawiając ją gładką i delikatna.
Moje odczucia: Zapach mniej przyjemny niż maski aloesowej, trudny do określenia. Uczucie nawilżenia jest dużo mniejsze. Co prawda odczucia podczas założonej maseczki przyjemne, jednak nie utrzymują się na dłużej. Moim faworytem pozostaje aloesowa :)



Maseczka z ekstraktem z zielonej herbaty. Działanie: nie dopuszcza do fotostarzenia się skóry poprawiając jej kondycję i wygląd cery. Ponadto jest bogata w antyoksydanty, które chronią skórę przed szkodliwym działaniem zanieczyszczeń i wolnych rodników.
Moje odczucia: Superukojenie skóry twarzy, delikatny, przyjemny zapach, ładny wygląd cery po zastosowaniu, nawilżenie.

__________________________________________________________________________

Mój patent: Zamiast od razu wyrzucać maskę po użyciu, wetrzyj pozostałość płynu w szyję, dekolt, ręce i dłonie.

Podsumowanie: Najlepsze maseczki, jakich do tej pory używałam. A używałam dużo :) Nie kleją się, czuć, że substancje wnikają wgłąb skóry, a nie zaklejają jej powierzchnię. W dodatku efekty są odczuwalne i zauważalne gołym okiem. Jeżeli szukacie ukojenia i efektów zauważalnych po jednym użyciu, polecam maski z Beauty Friends. Oczywiście przetestuję również inne marki i jeśli znajdę coś jeszcze lepszego, to z pewnością zdam Wam relację i polecę je na blogu.
___________________________________________________________________________

 Fot. myasia.pl. Tam też kupiłam maseczki, zanim odkryłam ebay z całym jego bogactwem wyboru oraz bezpłatnymi przesyłkami :)

A Wy znacie sheet maski? Jakie marki lub składniki polecacie?

fot. artwordstyle

czwartek, 21 lutego 2013

| Kosmetyki azjatyckie, cz. 3: LIOELE Dollish Veil Vita BB cream

z: Poznań
Dzisiaj opiszę sprawdzony przeze mnie krem BB Lioele Dollish Veil Vita. Byłam go bardzo ciekawa, ale jednocześnie po porażce doznanej podczas testów innego kremu BB tej marki obawiałam się, że może jednak być podobnie. Czy nie rozczarowałam się? Zaraz się dowiecie. Następnym natomiast z serii testowanym przeze mnie kosmetykiem z Azji będą maseczki typu sheet mask. Tymczasem zapraszam do poznania Dollish Veil Vita i moich spostrzeżeń na temat tego kremu BB.


Lioele Dollish Veil Vita to krem przeznaczony do każdego typu skóry, posiada dwa odcienie (fioletowy i zielony), które dzięki mikrokapsułkom dopasowują się do kolorytu cery. Posiada witaminy i filtry przeciwsłoneczne.

Zalety:
- lekka, niegęsta konsystencja,
- naturalny wygląd bez efektu maski, nie podkreśla suchych skórek, wągrów itp.
- witaminowy skład: witamina A (Retinol), B5 (Pantenol), C (Ascorbyl Glucoside), E (Tocopheryl Acetate), F (Tocopheryl Linoleate), H (Biotin).
- dostępny w dwóch wersjach kolorystycznch: Gorgeous Purple - Light Beige (ten testowałam ja) oraz Natural Green - Natural Beige.
- filtr SPF25 i PA ++ (niby standard w kremach BB, ale np. Lioele Beyond The Solution ich nie posiada)
- może być używany jako baza pod makijaż, jeśli potrzebujecie mocniejszego krycia,
- delikatny zapach (co prawda lekko mydłowaty jak Beyond, jednak nie tak narzucający się)

Wady kremu:
- zapewnia dość słabe krycie. Generalnie nie jest to wadą, jednak dla mnie bardziej odpowiednie jest krycie średnie. Polecam dziewczynom bez przebarwień czy innych kolorystycznych niespodzianej skórnych ;) Lub jako bazę pod podkład.
- kolor długo dopasowuje się do odcienia cery. Odcień Georgous Purple to biało-fioletowy krem, który dopiero po aplikacji na skórę twarzy powoli staje się ciemniejszy i przybiera bardziej naturalny odcień.
Jeśli więc chcecie szybciutko nałożyć krem i wybiec na autobus- nie polecam :)

 
Podsumowanie:
W porównaniu do innego kremu BB od Lioele, który testowałam (Beyond the Solution), Dollish przedstawia się dużo bardziej pozytywnie. Nie tworzy maski, dużo łatwiej się nakłada, naturalniej wygląda, lepiej pachnie, ma filtry przeciwsłoneczne, witaminy. Polecam wszystkim dziewczynom, które nie mają przebarwień skórnych, potrzebują czegoś lekkiego do wyrównania kolorytu. Moja ocena 3,5- 4 na 5. Szukam dalej :)





Macie może ten kem? Jak wrażenia?
Niebawem u mnie recenzja kremów BB Skin79 Super+ Triple Functions Orange oraz... dam kolejną szansę marce Lioele. Zobaczymy, jak sprawi się u mnie Triple The Solution, brat Beyonda.

środa, 20 lutego 2013

| Kosmetyki azjatyckie, cz.2: Lioele Beyond The Solution BB cream

z: Poznań
Opowiem Wam krótko o moich doświadczeniach i odczuciach związanych z popularnym Lioele Beyond The Solution BB Cream- moim pierwszym pełnowymiarowym kremem BB. Od razu chcę zaznaczyć, że wiele dziewczyn ten kosmetyk chwali, mnie jednak chyba nie do końca jest on pisany. Prawdą jest, że jeśli nie przetestujesz go na własnej skórze, to trudno spodziewać się u siebie efektów, jakie dał na czyjejś. Natomiast jeśli masz skórę suchą, naczynkową lub normalną i chcesz się dowiedzieć jak w moim przypadku na takiej cerze zadziałał: zapraszam do lektury.


Obietnice i specyfikacja producenta:
Tworzy naturalny i czysty przejrzysty odcień skóry poprzez dopasowanie się do niej. Możesz szybko wykonać makijaż, ponieważ nie wymaga stosowania bazy ani podkładu. Zawarte w składzie bisabolol, wyciąg z lukrecji oraz alantoina działają kojąco oraz łagodząco, olej jojoba, olej makadamia, kwas hialuronowy oraz kolagen morski zapewniają skórze miękkość i nawilżenie.

Plusy:
- długo się zastanawiałam nad nimi. Naprawdę chciałabym go za coś pochwalić. Od strony estetycznej- ma nienajgorsze opakowanie :)
 - zawarte składniki, których dobroczynności nie dane mi było jednak do końca doznać. Niestety nie będę się poświęcać i używać go kilku tygodni.
- nie wysuszył skóry, jednak komfortem i efektem nawilżenia tego efektu nie mogę nazwać
- cena: ok. 12 $

Minusy: 
- pompka. Dla mnie wygodniej byłoby dozować krem bez niej, choć wiem że ma swoich zwolenników. Czy Wy też nie potraficie zapanować nad tym, ile produktu się wydostanie? Krem wyciska się dopiero po pełnym naciśnięciu pompki (nie wypływa w trakcie naciskania), co skutkuje w moim przypadku zbyt wielką ilością kremu na dłoni.
- zapach- rzadko kiedy nie podobają mi się zapachy kosmetyków. Ten jest intensywny i przypomina mi stare mydło z dzieciństwa,
- konsystencja jest gęsta, długo się nakłada. Wklepywałam go na czystą skórę, na skórę z kremem nawilżającym i wciąż nie uzyskałam efektu dopasowania się do skóry. Kolorystycznie niestety też. Na mnie wygląda trochę pomarańczowo i  maskowato. Po wyciśnięciu jest beżowy, więc miałam nadzieję na nierzucanie się w oczy i neutralny, dopasowany koloryt.
- u mnie się po prostu świeci, jest taki trochę oleisty, nie obywa się bez przypudrowania,
- brak filtrów przeciwsłonecznych, które mogłyby go według mnie bronić w porównaniu z podkładami. Obecnie używam Maybelline Affinitone 03. Na twarzy wygląda naturalniej i nie tworzy maski.

Kilka dołączonych gratisów:


1. Missha, The First Treatment Essence, Time Revolution
2. Missha, Super Aqua, Oxygen Micro Visible Deep Cleanser
3. Skin Food, Aloe Vera Foaming Cleanser
4. Tony Moly, Egg Pore Nose Pack, plasterek na wągry

Szczególnie cieszę się na wypróbowanie produktów oczyszczających, ponieważ przede mną wybór odpowiedniego kosmetyku, który poradzi sobie z usuwaniem zanieczyszczeń i kremów BB. Ciekawa jestem też słynnego "jajka"z Tony Moly, o którym dużo słyszałam. Podobno usuwa zaskórniki i oczyszcza pory. Próbowałyście już?

Przyznam od razu, że zakup Lioele był z mojej strony nie do końca przemyślany. Co prawda trochę o nim czytałam, jednak skusił mnie odcień i efekt kryjący, dopiero później zorientowałam się, że on nie posiada filtrów przeciwsłonecznych. No cóż.Wraz z nim zamówiłam także pomarańczowego Skin79, mam nadzieję, że ten krem będzie troszkę bardziej trafiony ;-)

A czy Wam zdarzyła się jakaś wpadka z kremem BB, na przykład tester Wam odpowiadał, a produkt pełnowymiarowy okazał się na dłuższą metę niewypałem? Chętnie dowiem się też, jak Wam się podoba Beyond, jeśli miałyście okazję z niego korzystać?

poniedziałek, 18 lutego 2013

| Seria: Kosmetyki azjatyckie, część 1, Skin Food Agave Cactus BB cream

z: Poznań
Witajcie :) Dzisiaj chciałabym zapoczątkować na blogu serię postów z recenzjami azjatyckich hitów kosmetycznych. Ten post jest zapowiedzią serii, a jednocześnie recenzją pierwszego produktu: kremu BB znanej koreańskiej marki SKINFOOD- Agave Cactus Sun BB Cream. Jest to dla mnie pierwszy krem BB, który testowałam. Posiada filtry przeciwsłoneczne, ma nawilżać i chłodzić, a także łagodzić podrażnienia. Dodam tylko, że korzystałam z próbki 2ml, która wystarczyła mi na 2 aplikacje.

O kremie:
- konsystencja jest dosyć gęsta
- kolor nie jest zbyt jasny, ale dla mojej karnacji był w porządku, nie wyróżniał się mocno, nie był mocno żółty na twarzy, czego się obawiałam. Jednak chyba będę szukała bardziej odpowiedniego odcienia. (z Agave Cactus są 2 odcienie, ale ja nie wiem, który otrzymałam :/, po angielsku jest tylko opis),
- moim zdaniem wymaga lekkiego przypudrowania, na zdjęciu poniżej użyłam trochę pudru sypkiego,
- utrzymuje się na twarzy cały dzień (testowałam go w weekend, więc nie było to 6:00-17:00)
- ma średnie krycie, wyrównuje koloryt cery,
- jak widać na zdjęciu, drobne niedoskonałości wymagają korektora,
- nie zauważyłam obiecanego efektu chłodzącego.

Plusy:
- zdecydowanie wielkim plusem jest filtr przeciwsłoneczny SPF 36 oraz chroniący przed promieniami UVA PA +++. Dla porównania nawilżający krem na dzień, którego obecnie używam posiada tylko filtr SPF8,
- naturalny wygląd, nie tworzy efektu maski,
- nie znika z twarzy w ciągu dnia,
- nie roluje się.

Minusy:
- nie zauważyłam jakichś minusów. Natomiast dla innych może to być np.: średnie krycie (dla osób z niedoskonałościami skóry), brak obiecanego efektu chłodzącego,
- słaba dostępność.

Cena: próbki dostępne np. na allegro i na ebay (tutaj cena ok. 16$.)


 Oto efekt, przepraszam za jakość zdjęcia.

Moja próbka
 Zdjęcie pełnowymiarowego produktu, 40ml.

Podsumowanie:
Całkiem przyzwoity krem BB. Wyrównujący koloryt cery, nie powoduje świecenia, wystarczy po aplikacji przyprószyć pudrem sypkim. Długo utrzymuje się na twarzy i chroni przed promieniowaniem słonecznym.

Jako że to mój pierwszy, nabrałam apetytu na odkrywanie innych kremów, o których na pewno tutaj napiszę :) Jeżeli więc  interesują Was kosmetyki azjatyckie, zapraszam do obserwowania artwordstyle :)

czwartek, 14 lutego 2013

| Jean Paul Gaultier Couture Paris wiosna 2013

z: Poznań
Troszkę spóźniony post gaultierowy, ale... na chwilkę zdradziłam modę z pielęgnacją, co zapewne zaowocuje kilkoma postami kosmetycznymi w najbliższym czasie. Na tapecie mam nawilżanie, maseczki, wybielanie zębów, kremy BB (na razie z próbek, ale jestem zachwycona i czekam na dostawę pełnowymiarowych produktów z Korei) oraz delikatne rozjaśnianie włosów.

Wracając do Gaultiera :) Zachwyciła mnie magiczna kolekcja couture zaprezentowana na Fashion Weeku w Paryżu.W odróżnieniu od prêt-à-porter dużo tu koloru, egzotyki, nawiązań do strojów tradycyjnych różnych kultur czasem w odważnym wydaniu. Oto kilka moich typów, na które miło popatrzeć:








Świetne, prawda? :-)

Fot. style.com- tutaj również odsyłam po więcej zdjęć z powyższej kolekcji.

wtorek, 12 lutego 2013

| Nowości kosmetyczne, styczeń

z: Poznań
 
W styczniu i na początku marca zdobyłam kilka kosmetyków. Powyższe zdjęcie to wygrana na jednym z portali (książka i płyta nie będzie omawiana ;) Znajdują się tu kosmetyki do pielęgnacji skóry, paznokci, do włosów, dłoni oraz ust. Bardzo się cieszę też z zamówionych z Korei kremów BB, ale póki co czekam na przesyłkę i po przetestowaniu stworzę o nich osobny post z recenzjami.
  • Krem pielęgnacyjny do rąk i paznokci z ekstraktem z kokosu (kojący) od Barwa Laboratorium. Przyznam, że nie znałam ich wcześniej. Jest oznaczony logiem "Najlepsze w Polsce". Szczerze mówiąc, jeżeli chodzi o zapach, to nie zachwyca. Ma dość gęsta konsystencję, która świetnie się wchłania po zaaplikowaniu. Nie klei się, nie pozostawia filmu, po prostu się wchłania.
  • Specjalistyczny antybakteryjny żel do mycia ciała marki Balnea, również z Barwa Laboratorium. Ogranicza rozwój drobnoustrojów, przeznaczony dla osób często uprawiających sport, podróżujących czy uczęszczających na basem czy do sauny. 
  • Ekologiczna sól koralowa do kąpieli z serii Bioplantacja z Bielendy. Na bazie alg koralowych, relaksuje i odmładza.
  • Balsam rumiankowy do ciała, classic marki Kamill Body Care, intensywnie nawilżający.
  • Nawilżająca pomadka z serum odmładzającym, Eveline cosmetics, nr 549.
 
  • Nail Tek II, intensive therapy, baza pod lakier do paznokci, utwardza, przygotowuje płytkę paznokcia pod lakier- dobrze ją matuje. Poprawia stan paznokci.
  •  Lip Butter Original, Nivea, sa różne "smaki" tego produktu. Mnie wpadł w oko taki regularny, bez zapachu, ale sa jeszcze: karmelowy, waniliowy i macadamia oraz malinowy. Konsystencja taka wazelinowa. Kiedy się go nałoży, nie jest zły, usta wydają się dość nawilżone. Mam wrażenie jednak, że jet to tylko taki film ochronny, który nie nawilża dogłębnie, tylko powierzchownie. W dodatku zbiera się na ustach. Mam go w sypialni przy łóżku, ale pewnie nie kupię go ponownie.
  • Go Blonder, lightening spray, marki John Frieda. Tutaj muszę wyznać, że nigdy w życiu nie farbowałam ani nie rozjaśniałam włosów. Są naturalnie koloru jasny blond, jednak z braku słońca troszkę tracą blask i stają się odcień ciemniejsze. Ten kosmetyk jest przeznaczony dla osób z włosami farbowanymi na blond lub oryginalnych blondynek. Postanowiłam sprawdzić, jak na moich włosach zadziała ten spray. Po pięciu aplikacjach nie zauważyłam większej różnicy (mój facet też nic nie mówił), więc jestem zdziwiona. Myślałam, że na tak jasne włosy jak moje już po pierwszym użyciu ładnie się przyjmie. Na razie kontynuuję zabiegi i kiedy coś się ruszy w tej kwestii, być może napiszę osobny post bądź pochwalę się efektami w komentarzu.

  •  Clarena- nano serum z witaminą C- również zdam relację po skończeniu kuracji.
 Kremy BB (moje pierwsze!), które zamówiłam i niebawem powinny do mnie dotrzeć:

LIOELE Beyond The Solution BB Cream 50ml

Saszetka 2g kremu BB - Agave Cactus Sun BB Cream SPF36 PA+++ - marki Skin Food,

SKIN79 Super Plus Triple Functions Vital ORANGE BB

  • Puder rozświetlający Your Fantasy,Wibo- to takie moje małe odkrycie. Znaleziony podczas poszukiwań w Rossmannie rozświetlacza w kamieniu. To był jedyny kosmetyk, który zaproponowała mi pracownica, po uprzednim stwierdzeniu, że nie mają takiego produktu. Your Fantasy (jest kilka odcieni, ja mam bardzo jasny, ponieważ zależało mi wyłącznie na efekcie rozświetlenia) zawiera połyskujące drobinki (dla niektórych być może zbyt wielkie), które doskonale rozświetlają twarz. Postanowiłam kupić go na próbę, zwłaszcza, że jego cena to ok. 10 zł, więc nie jest to fortuna. Jestem bardzo zadowolona, moja cera wygląda teraz zdrowo, świetliście, nie płasko jak to bywa po przypudrowaniu samym pudrem matującym. Jedyny minus- trochę się sypie w opakowaniu. Natomiast na twarzy wygląda dobrze i zostaje na cały dzień. Nie polecam osobom które nie lubią drobinek, ponieważ z bardzo bliska i przy mocnym świetle może być je widać. Dla mnie jak dotąd- świetny. Zobaczę latem, jak wygląda w pełnym słońcu.  

    A Wy jakie najfajniejsze kosmetyki zdobyłyście ostatnimi czasy? :)

poniedziałek, 4 lutego 2013

| T jak Tanya Dziahileva

z: Poznań
Chętnie wracam dziś do cyklu moich ulubionych modelek, oryginalnych, mniej lub bardziej znanych twarzy i osobowości. Wszyscy znamy te teksty: modelka to wieszak na ubrania, ładna ale pusta lalka. W stereotypach często jest ziarnko prawdy, natomiast ja bardzo nie lubię szufladkowania i uwielbiam kontrprzykłady. Dlatego przedstawiam Wam piękną i niepospolitą modelkę- Tanyę Dziahilevę. Ma ona 22 lata i pochodzi z Białorusi. Mimo jej młodego wieku znam i śledzę karierę modelki już od kilku lat.
Tanya ma niezwykle oryginalną urodę. Wygląda bardzo tajemniczo i elficko. Jej niepospolita twarz ma w sobie coś nieoczywistego, coś co przyciąga spojrzenie. Nie jest dziwne, że jej kariera nabrała niesamowitego tempa. Pojawiała się na wybiegach dla Chanel, Prady, McQueena, Versace, Missoni, de la Renty, Diora etc. Pracowała dla największych marek odzieżowych w kampaniach reklamowych ( m.in. Michael Kors, Dior, Celine, Yves Saint Laurent), a także wzięła udział w sesjach do największych magazynów mody na całym świecie. Z rusałki całkiem sprawnie przeistacza się w wampa. Jedni kochają jej urodę, inni nienawidzą. Oceńcie sami:

Więcej zdjęć Tanii: